Obserwatorzy

4: Tchnienie.

Upływający czas niesie że sobą nie tylko smutek i nostalgię. Daje ulgę, zaciera gorzki posmak rozczarowań, uśmierza lęk i koi ból z dawna zadanych ran, jest jest opatrunek, jak powolne i spokojne zapadanie w sen.
Jak zanurzanie się w eterze.
Rok temu byłam inną osobą. Inaczej chorą, inaczej pustą, inaczej zdesperowaną. Pod płaszczykiem perwersji kryła się niewinność, która teraz sprzedałam, drogo, z dużym zyskiem, wymieniłam ją na uzależnienie i przyjemność z niego płynącą. Patrzę na dawną siebie z drugiej strony, obserwuję minione sekundy i moje niegdysiejsze poczynania - czasem z tęsknotą, czasem z rozbawieniem, rzadziej że złością. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, jestem pogodzonaa z przeszłością. Problem polegała na tym, że znów się cofam, raz za razem stawiam kolejny krok w tył i teraz już tylko obawiając się o jutro.
Kiedyś wiedziałam, co przyniesie ranek. Dziś już nawet nie myślę, co może przynieść noc.
A ból i smutek śpiewają mi kołysanki o królach, paziach i królewnach. Słucham ich, ze łzami w oczah i rumieńcami na policzkach. Serce szepcze wciąż w tym samym rytmie: nie śpij. Nie śpij. Kto wie, czy ta noc nie jest ostatnią, nim Twoja nadzieja zginie.

3: Credo.

Przed prawdą nie można się ukryć. Jest zbyt przenikliwa, zbyt klarowna, by było w niej miejsce na zatajone, dyskretne niuanse. Prawda nie potrzebuje dowodów na swoją rzetelność, nie wymaga potwierdzeń - jest sprawiedliwa i nieomylna, nie plugawią jej jednostki podające w wątpliwość jej autentyzm. Prawda nie ma wersji - obiektywna może być tylko jedna.

Ale my, ludzie, nie zawsze potrafimy ją dostrzec. Mamy spaczony pogląd na rzeczywistość; Obserwujemy ten świat przez pryzmat swoich przeżyć, zaburzamy jego równowagę uczuciowością, psujemy nieskazitelny porządek naszym zagmatwaniem. Jesteśmy istotami wielowymiarowymi, działającymi niemechanicznie - to aksjomat, a może nawet truizm, ale paradoksalnie, zbyt często o nim zapominamy.

Zbyt często wydaje nam się, że jesteśmy Mesjaszami - Mesjaszami swojego małego, zbudowanego na kruchych podwalinach światka, w którym brak miejsca na opozycję, na kontrargument. Bezgranicznie wierzymy w swoją prawdę, która nie ma nic wspólnego z wszechprawdą, i jest oparta jedynie na ludzkiej, skrzywionej percepcji. Nasze przekonania przesłaniają nam tło wydarzeń i nie dostrzegamy nawet, jak bardzo nasze credo jest efemeryczne. Jak ulotne.

Jeśli zatem moment oprzytomnienia przyrównamy do śmierci, to zupełne rozbudzenie jest zmartwychwstaniem. I bywa bolesne, zbyt bolesne, jak na rzecz tak prozaiczną jak zawalenie się dotychczasowego kosmosu.

Nagle kurtyna opada. Nim zdążymy zorientować się w sytuacji, nasze ideały stają w ogniu a sprofanowana prawda umiera na krzyżu. Musi minąć chwila, by do naszego mózgu dotarła informacja: finito. Kolejny moment jest minutą na przewartościowanie wcześniejszych założeń.

Wobec prawdy stoimy nadzy. Błądzimy, wszyscy tak samo ślepi, opierając się na ograniczonym poznaniu i kiepskich dogmatach. Co byłoby gdybyśmy mogli polegać na czymś więcej niż na zmysłach i wierze? Czy z tego świata pozostałyby choć ruiny?

2: Ludzie stronniczy.

Lata siedemdziesiąte ubiegłego stulecia. Grudniowy wieczór, na dworze śnieg.
Troje dzieci i ich matka (wory pod oczami, trzęsące się dłonie, chrypa w głosie, kiedy krzyczy odsuń się) blokują od wewnątrz wejście do kuchni, bo pijany ojciec siłą próbuje wedrzeć się do środka.
Uderzenie w drzwi. Jedno. Drugie. Bełkotliwe przekleństwa i wywrzeszczane groźby przeplatają się z następującymi po sobie hukami. Będący w alkoholowym cugu facet napiera na drzwi coraz mocniej, uderza w nie pięściami. Szyba nie wytrzymuje; Strzaskane szkło ląduje na zimnych kaflach świeżo wyszorowanej posadzki.
Potem już tylko dzieci, które schowane pod stołem przysłuchują się pijackiej awanturze. Potem już tylko w tamtych czasach mało kto nie pił, wybaczam.

Wigilia 198X, kierownik zakładu metalurgicznego rozlewa wytrawne wino do dwóch stojących na przykrytym odświętnym obrusie kieliszków, po czym wyciąga z szuflady sekretarzyka talię kart. Siada na fotelu, zapala świeczkę; Jego niepełnoletni pasierb tasuje i rozkłada, chytrym spojrzeniem taksuje butelkę i po chwili sączy trunek z naparstka. Paląca w oknie matka nuci pod nosem Lulajże Jezuniu w oczekiwaniu na zapowiedzianych gości.
Potem już tylko zabawa i świętowanie, potem już tylko dręczyliście mnie przez całe życie, nienawidzę was za to.

Są ludzie opisywani i ludzie, którzy opisują. Ludzie, którzy znają i ci, którzy są znani.
Pełnię funkcję człowieka zza biurka. Jestem formalistą, spisuję obiektywną prawdę i dopiero, kiedy takowa zostanie już przelana na papier, doprawiam ją tym, co uważam za decydujące - osobistym spojrzeniem. Intymną refleksją. Rzucam cień jednym zdaniem, skąpym słowem, odpowiednio dobranym znakiem; przekłamuję barwy, tak jak nocą światło ulicznych latarni zmienia kolory okolicznych budynków. To moja praca - nie zawsze prosta, nie zawsze opłacalna, nie zawsze dająca satysfakcję.

Zbyt często bowiem ludzie strony czynnej (a więc ci, co opisują, znają, zmieniają, tworzą, wykorzystują i mordują) umierają z zajadłej, obsesyjnej, rozjątrzonej zazdrości w stosunku do ludzi strony biernej (czyli, analogicznie, do ludzi opisywanych, znanych, zmienianych, tworzonych, wykorzystywanych i mordowanych). Zazdrość ta jest tak silna, że w końcu rozszczepia się i uderza w każdym możliwym kierunku, atakując wszystko i wszystkich, włączając w to również osobę zazdrość odczuwającą (o,tak!). Veni, vidi, ale brak tu zwycięstwa; Nie będę walczyć z własną ułomnością, bo niewątpliwie przegram.

Ludzie strony czynnej są różni - nie wszyscy tak bardzo poszkodowani swoją czynnością. A strona bierna? Ma dar do bycia zauważaną. Inteligencja połączona z charyzmą, poczucie humoru i łatwość nawiązywania kontaktów z innymi, głupota z pociągiem do skandalu, talent oraz wytrwałość - dowolna konfiguracja, dowolne cechy charakterystyczne - powinny po prostu tworzyć samozapalającą się mieszankę. Kiedy widzimy ludzi świecących własnym wewnętrznym światłem, mówiących trafnymi słowami, które zdają się wypływać z ich ust niemalże bezwiednie i zachowujących się z taką lekkością i naturalnością, że odnosimy wrażenie znania ich od zawsze - to właśnie oni.
Ja nazywam ich ludźmi strony biernej.

Ludzie strony biernej mogą być jednocześnie ludźmi strony czynnej, ale ludzie strony czynnej nigdy nie będą ludźmi strony biernej. Z tą iskrą trzeba się urodzić. I nie, nie da się jej pomylić z niczym innym. Nikt natomiast nie zbadał jeszcze wzajemnej reakcji przedstawicieli pierwszej grupy na reprezentantów drugiej - być może bierni są tak (jak opisano wyżej) odbierani jedynie przez czynnych? Póki co nie da się tego jasno określić.

1: Toast.

Ofiary nieudolnego odpalania fajerwerków towarzyszą każdemu Sylwestrowi. Czekajmy na bilans zysków i strat w ludziach; Telewizja, internet i prasa zapewne niedługo podadzą go do wiadomości publicznej, a wtedy my, zwykli obywatele, po raz kolejny rozpoczniemy dyskusję na temat tego, jak bardzo petardy są niebezpieczne - by niedługo, bo za jedyne trzysta sześćdziesiąt pięć dni znów potulnie pomaszerować po reklamowaną superwyrzutnię do Kerfura czy innego Tesko. Niektórzy wyjdą z tego cało, inni skończą bez jakichś istotnych członków bądź z pokiereszowaną facjatą. I tak rok po roku, o ile coś lub ktoś nie przerwie nam tego beztroskiego świętowania.

Był kiedyś chłopak, który czekał na północ, by złożyć pewnej dziewczynie życzenia noworoczne. Zdenerwowany i pełen wątpliwości, ściskał telefon komórkowy od pół godziny wstecz, a kiedy kościelne dzwony wybiły dwunastą, wykręcił numer do swej umiłowanej i gryząc paznokcie, wsłuchiwał się w miarowy sygnał połączenia, zakłócany nieco przez huk fajerwerków i wrzask ludzi na podwórzu.
Nie odebrała. Dwunasta minęła, więc w końcu wysłał damie swojego serca ambitne "Szczęśliwego Nowego Roku" pięć po dwunastej. Było mu trochę głupio.

Wspomnienia minionych prywatek są dziś bardzo wyraźne. Zwłaszcza, jeśli Sylwester spędzamy samotnie. Ale jeśli ktoś nie ma wspomnień związanych z imprezami, na których w końcu nigdy nie był (lub ich zwyczajnie nie pamięta), pozostaje mu jedynie wyobrażanie sobie tego, jak mogłyby one wyglądać.

Wznieśmy toast za utraconych przyjaciół, którzy porzucili nas jakby kilka dni temu; Wznieśmy toast za piękne dziewczęta i przystojnych młodzieńców, którzy złamali nam serca jakby wczoraj; Wznieśmy toast za krewnych, sąsiadów i przypadkowych ludzi; Wznieśmy toast za nadchodzące miesiące, by minęły szybko i bez zbędnych komplikacji.
Gotowi do toastu? Wznosimy kieliszki. Szkło dźwięczy. Duszkiem wychylamy słodko-gorzką zawartość.

Witaj, 2015.

0: Dekalog.

1. Będziesz osobą szczerą i świadczącą tylko prawdę; Nie posłużysz się kłamstwem, bo wiesz, że oszustwo niszczy od środka człowieka, który je upowszechnia i zawsze obraca się przeciwko temu człowiekowi.
2. Będziesz osobą wierną i lojalną; Nigdy nie zdradzisz, znasz bowiem wartość uczciwości.
3. Będziesz osobą odważną i skłonną do podjęcia ryzyka; Wiesz, że tchórzostwo jest najstraszliwszą z ułomności i potrafisz stawić czoła swoim lękom, nawet, jeśli jeszcze o tym nie wiesz.
4. Będziesz polegał na swoim rozumie; Z tego powodu postarasz się poszerzać swój zasób wiedzy i nim wyrobisz sobie zdanie na dany temat, dogłębnie przeanalizujesz jego istotę.
5. Jeśli zranisz innego człowieka, przyznasz się do błędu i postarasz się naprawić wyrządzoną krzywdę.
6. Nie będziesz się mścił; Zemsta prowadzi do samodestrukcji.
7. Nie dasz sobą manipulować; Zachowasz niezależność.
8. Nie uzależnisz od siebie żadnego człowieka i nie zmusisz go do rzeczy, których robić nie chce; Każdy ma wolną wolę.
9. Nie dasz opętać się złości; Jest ona przyczyną zniszczenia.
10. Będziesz z szacunkiem traktować każdego człowieka, każde zwierzę i każdą rzecz; Docenisz ich obecność.